05.01.1906
Ucieczki: Samochodem na wolność
Ucieczka z obozu na Majdanku 15 maja 1944 r. należy do najbardziej brawurowych i niezwykłych w historii KL Lublin. Inna sprawa, że miała ona miejsce wtedy, gdy likwidowano Majdanek, a na miejscu pozostało zaledwie 185 więźniów zgrupowanych na I polu.
W ciągu dnia komanda robocze (w większości likwidacyjne) wychodziły poza I pole i udawały się w wyznaczone rejony. Podobnie było z więźniami komanda Fahrbereitschaft, którzy zajmowali się naprawą i konserwacją obozowego taboru samochodowego.
Ta ucieczka jest niezwykła z jeszcze jednego powodu. Powstały z niej cztery relacje, z czego trzy bardzo obszerne i to od osób, które nie brały w niej udziału. Byli to Mieczysław Panz, Andrzej Stanisławski oraz Sławomir Turobiński. Czwarta relacja należy do uczestnika Mikołaja Steblińskiego (Koli). Niezwykle interesujące byłoby porównanie tych opisów (Stebliński, Panz, Turobiński, Stanisławski), ale to nie miejsce na to. Stebliński przekazał, że… nie było żadnych przygotowań do ucieczki.
15 maja 1944 r. do komanda mechaników przyjechał kierowca komendanta, ale nie jego samochodem, tylko Simcą i nakazał przegląd wozu. Kola nie mógł pójść nawet na obiad zanim nie skończy zleconego przeglądu. Podczas pracy na tylnym siedzeniu samochodu znalazł walizkę, w której był mundur oficerski. Niestety po chwili kierowca wrócił i zamknął walizkę w kantorku. Zapowiedział też, że za godzinę wraca i samochód ma być do tego czasu gotowy. Stebliński postanowił działać. Dorobił wytrych, otworzył kantor i zabrał walizkę, mundur, a także znajdujący się w niej pas z bronią (parabellum).
Zatankował samochód i wyjechał na plac. Zrobił kółko po III polu i podjechał pod bramę. Znajomy esesman, chorwacki Niemiec (obłaskawiany po kilku zakrapianych kolacjach) przepuścił go za druty na jazdę próbną. Dopiero za bramą III pola przebrał się w mundur i wziął do kabiny (za kanapę) swoich dwóch spotkanych przypadkiem kolegów – Jana Poniatowskiego i Michała Nadziejkę. Ruszył trasą za barakami warsztatowymi, a potem przez ogródki warzywne w kierunku narożnika obozu przy szosie chełmskiej. Dwukrotnie spotkał na swej drodze esesmanów, ale mundur niemieckiego oficera i niemiecki krzyk Steblińskiego wystarczyły, by wartownicy zeszli im z drogi. Wartownik na bramie też uległ presji munduru. Uciekinierzy pognali w kierunku na Krasnystaw. Podróż mijała szybko i bez problemów. Zbiedzy obawiali się pościgu, toteż nie marudzili, a Stebliński dociskał pedał gazu. Jechali przez Piaski, a za Fajsławicami, żeby zmylić ewentualną pogoń skręcili w lewo. Stebliński podaje, że dalej trafili na radzieckich partyzantów. U nich przeczekali czas pościgu. Kola ruszył do Warszawy, pozostali włączyli się w nurt działalności konspiracyjnej. Stebliński brał udział w powstaniu warszawskim, a po jego upadku trafił do niewoli i został wywieziony do Niemiec.
Wersja Poniatowskiego (spisana przez Panza) jest barwniejsza. Wynika z niej, że to Jan Poniatowski był inspiratorem długo planowanej ucieczki. To on dobrał sobie za kompanów, Nadziejkę i Steblińskiego. W tej wersji wyjazd z obozu był niepilnowany, a mostek przy bramie – rozbity przez niemiecką bombę. Samochód przejechał po prowizorycznym mostku zrobionym przez Kolę. Uciekinierzy za Fajsławicami zniszczyli i porzucili samochód, a następnie na piechotę udali się dalej na wschód. Wpław przebyli rzekę Wieprz i dotarli do wsi Kolonia Toruń. Tu znaleźli schronienie, trafili na partyzantów (polskich) i po trwającym około tygodnia „sprawdzaniu” zostali uznani za swoich. Wtedy już naprawdę byli wolni.
A co się działo w tym czasie w obozie na Majdanku? Brak trzech więźniów zauważono około pół godziny po obiedzie. Uciekinierzy byli już wówczas w okolicach Piask. Zarządzono pościg, ale pieszy… Nikt bowiem nie skojarzył ich ucieczki z brakiem jednego z samochodów. Nic więc dziwnego, że obława powróciła późnym wieczorem z niczym. Inni więźniowie stojący na karnym apelu na polu I oczekiwali najgorszego. Krzyków, bicia i egzekucji. A tymczasem o 21.00 zarządzano wydanie więźniom spóźnionej kolacji. Odpowiedzialności zbiorowej nie zastosowano.